W dzieciństwie, choć nie miałem nigdy problemów z nauką, to nie myślałem o studiach medycznych. Powiem więcej… biologia nie należała do moich ulubionych przedmiotów.
Moją pasją była historia, a szczególnie historia wojen, w których namiętnie oddawałem się zgłębianiu strategicznych decyzji podejmowanych przez wielkich dowódców. To ich dalekowzroczność pozwalała na wygrywanie bitew, które z pozoru jawiły się jako nie do wygrania. Zapewne, chcąc podążać za młodzieńczymi zainteresowaniami poszedłbym na studia historyczne, a może połączyłbym je również z edukacją wojskową.
Pewnie by do tego doszło, gdyby nie mądrość mojego Taty, który, dostrzegając moją gotowość do pochłaniania wiedzy, pewnego dnia stwierdził, że lepiej byłoby dla mnie i dla innych, gdybym moje zdolności realizował na studiach, których przedmiotem dociekań jest nie to co już było, ale to czego jeszcze nie zgłębiono. Bo jak mawiał:
„W życiu warto stawiać cele, których jeszcze nie dostrzeżono”.
Tak oto, mój Tata, pewnego razu powiedział, że powinienem zostać lekarzem… Wtedy nie do końca się z nim zgadzałem, dziś jednak wiem, że to była dobra, przezorna rada, za którą bardzo jestem wdzięczny. Wybór uczelni był prosty – jako szczecinianin skierowałem kroki na Pomorską Akademię Medyczną i odkąd w 1984 r. przekroczyłem jej progi, stała się ona częścią mojego życia.
W domu rodzinnym rodzice wychowywali nas w duchu patriotyzmu – choć być może w innym miejscu byłoby inaczej, może bardziej interesująco, to nigdy nie żałowałem, że zostałem tutaj. Tak, PAM, a dzisiaj PUM, jest moją Alma Mater, a Szczecin i PUM to dwie części mojej małej ojczyzny, której zawsze byłem wierny.